poniedziałek, 13 czerwca 2011

Przełamałam się...

W niedzielę wzięłam udział w Święcie Wrocławskiego Rowerzysty i przejechałam z około 2 tysiącami innych cyklistów w paradzie przez miasto. Zanim jednak zamieszczę tu zdjęcia z tego Święta, parę zdjęć z mojego osobistego "święta" rowerowego.
Ostatnio mówiłam, że boję się sama wypuszczać na dłuższe wycieczki rowerowe. Tydzień temu jednak przełamałam się i pojechałam niebieskim szlakiem rowerowym przez Wyspę Opatowicką, przez Trestno, Blizanowice, pooglądałam most donikąd koło Siechnic, zrobiłam rekonesans nad Jeziorkiem Dziewiczym (czy nadaje się już do letnich kąpieli) i dotarłam do Kotowic. Tak się rozpędziłam, że pojechałabym jeszcze dalej, ale wezwały mnie obowiązki towarzyskie i wróciłam tą samą trasą po to, żeby pojechać jeszcze na Kiełczów i stamtąd dopiero do domu. Cały dzień, w niemałym upale, na rowerze. Trochę się obawiałam, zwłaszcza samotnej jazdy przez las za Siechnicami, ale nie było źle. Spotykałam rowerzystów, również samotnych, ale zazwyczaj tacy byli płci męskiej. Kobiety widziałam tylko w niewielkiej odległości od Wrocławia. Myślę jednak, że będę się czasem wypuszczać sama dalej, ale chyba tylko po wytyczonych trasach.
Oto parę zdjęć z tej mojej wycieczki. Jakość ich jest słaba, bo słońce było bardzo ostre, ale jestem i tak dumna, bo są dowodem na to, że tę wyprawę odbyłam ;-)