piątek, 28 stycznia 2011

Zaklinanie wiosny.

Może wspomnienia zeszłorocznych kwiatów ją zwabią ;-) U Ady tulipany, sasanki i krokusy. U mnie dziś  krokusy i bez.




wtorek, 25 stycznia 2011

Zimowy kwiat.

Mimo lekkiego mrozu i niewielkich opadów śniegu słychać już śpiew ptaków, taki wiosenny. Pewnie niektóre osobniki już się nawołują do łączenia w pary i budowy gniazd.
Tymczasem we wrocławskim ogrodzie botanicznym dojrzałam ciekawy kwiat i korzystając z długiego obiektywu sfotografowałam go przez ogrodzenie.


Kwiat ten nazywa się ciemiernik biały. Bardzo ciekawa sprawa, bo po łacinie jego nazwa to Helloborus niger. Wyczytałam, że łacińska nazwa odwołuje się do korzenia, który jest czarny, a polska do koloru kwiatów. Miło mieć takie coś w ogródku. Kwitnie od stycznia do kwietnia. A jaką radość budzi napotkanie takiego cudu w środku zimy.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Po przerwie.

Jakoś ostatnio brakuje mi czasu, że robić nowe wpisy. Zaprzyjaźnione blogi też tylko oglądam, odkładając komentowanie na później. Tylko kiedy będzie to "później" ?
W styczniu czas się rozpędził i nie chce się zatrzymać. Dni niby dłuższe, a trudno w nie wcisnąć jakieś dodatkowe zajęcia. A może to tylko mój brak zorganizowania?
Raz jednak udało mi się zatrzymać i zadumać nad wiszącymi na drzewie butami ;-) Można wymyślić tyle historii na temat tego, jak się tam znalazły...
Postaram się znaleźć więcej czasu na podzielenie się z Wami moimi zdjęciami i przemyśleniami. A póki co - buty ;-)

czwartek, 13 stycznia 2011

Czekając na wiosnę.

Do wiosny jeszcze daleko, mamy w końcu środek zimy, choć na oknem tego nie widać. Ja jednak postanowiłam wyczarować trochę wiosny w moim domu i jak rok temu czekam na kwiaty narcyza. Pączek rośnie w oczach.



środa, 12 stycznia 2011

Abat-jour.

Dziś mnie wzięło na wspominki i przeglądam stare zdjęcia. Z rozczuleniem wspominam wycieczkę do Brukseli sprzed dwóch lat. Takie zdjęcie tam powstało. Ciekawostka językowa przy okazji o pochodzeniu naszego słowa abażur ;-)

poniedziałek, 10 stycznia 2011

W pogoni za różowym niebem.

Dwa dni temu zadziwiło mnie różowe światło, które oświetliło moją ulicę. Okazało się, że to zachodzące słońce tak podświetliło chmury, że bił z nich różowy blask. Pobiegłam z aparatem tam, gdzie można by ująć większy kawałek tego nieba. Nie udało mi się jednak za wiele uchwycić. Zimą jakoś to słońce szybciej zachodzi ;-) Pozostał mi tylko taki skrawek:


Z każdą chwilą róż bladł i było go coraz mniej.


Na pocieszenie jednak dostałam przejrzyste powietrze, w którym po zachodzie można było fotografować pięknie oświetlony gmach główny Uniwersytetu Wrocławskiego.


Nieoświetlona wieża kościoła św. Elżbiety wyglądała o zmroku, jak cień rzucany przez Wieżę Matematyczną Uniwersytetu.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Biegówkowo.

Wczoraj, korzystając z pięknej pogody, wybraliśmy się na małą wyprawę na biegówkach. 
Osobowice i Rędzin należą do naszych ulubionych miejsc o każdej porze roku. Tym razem też nas nie zawiodły. 
Po pierwsze rośnie tam most i obwodnica, na którą wszyscy wrocławianie czekają z niecierpliwością. 
Pylon, który ma być najwyższą tego typu konstrukcją w Polsce - 122 m, widać z daleka.


Po drugie to doskonałe, ciche miejsce na wycieczki i obserwacje przyrody. Wkoło jeszcze odstraszają pola irygacyjne, ale wały przeciwpowodziowe, doskonale nadają się na narty, rower, spacer, więc zapach nie wszystkich odstrasza.



Tym bardziej, że te pola mają też swój urok.

Ku nasze największej uciesze zza chmur wyszło słońca, a na dodatek odkryliśmy cudownie gładkie pole, na którym można było nawet łyżwą pojeździć.


Potem wdrapać się na wał i znowu podziwiać widoki, a także sarny i bażanty (niestety nie udało mi się uchwycić ich moim krótkim obiektywem).


Pylon był coraz bliżej i coraz wyraźniej dostrzegaliśmy jego monumentalność.

Nie omieszkałam pozachwycać się też odcinkiem drogi w brzózkach. 

A potem chwilą na słoneczku z mostem tuż, tuż.

Po czym ruszyliśmy dalej wzdłuż Odry.

Mając przed sobą zrekultywowaną górkę po śmietnisku na Maślicach, mieliśmy trochę wrażenie, że jesteśmy w górach ;-)

Czasem zdarzała się okazja, aby na jakieś wzniesienie wbiec...

... i zjechać ;-) 

Zima zachwyca fakturą śniegu

I tym, co spod niego czasem wystaje.


I nami na śniegu też zachwyca ;-)

Czas wracać.
W zachodzącym słońcu nawet budowa obwodnicy wygląda niebanalnie.


Oby jak najwięcej takich miłych wycieczek w tym roku!







2011 - Rok Czesława Miłosza

Już trzeci dzień roku poety. Śpieszę więc i ja z obwieszczeniem tego na moim blogu, zamieszczeniem jednego z ulubionych wierszy i nostalgicznym wspomnieniem mojej obecności na spotkaniu z Miłoszem w 1999 roku.

"Piosenka na jedną strunę"

Dar natchnienia niepowrotny, 
W jakiś wieczór ciepły, słotny, 
Zrozumiałem, że jestem samotny.

Przechodziłem pod ulic lipami,
Deszcz mył oczy ciężkimi kroplami, 
Dobry deszczu, nie umiałbym łzami.

Więc to jest ta wielka dojrzałość, 
Trochę mądrość, trochę żałość, 
Życia własnego niedbałość?

Ostatni tramwaj zazgrzytał, 
Obłok na wschodzie mnie witał, 
Jakbym o sobie gdzieś czytał.

Już zapomniany, miniony, 

Na most wracam jeszcze zamglony, 
Obłok w górze jak gołąb trafiony.


I zawsze, dziecinny czy siwy, 
Pytam, czy ktoś Sprawiedliwy
Chce, żebym nie był szczęśliwy?

Czy dlatego, żebym księgi pisał
Albo żebym milcząc świat kołysał, 
Innych ludzi uśmiechem uciszał?

Fala na Wiśle powiała, 
Ostatnia się złuda rozwiała, 
Miłość stygła, nienawiść zetlała.

Nie pragnącym trudniej księgi pisać, 
Zamyślonym trudniej świat kołysać, 
Trudniej serce samotne uciszać.

Pierwsze słońce jaskółki spotyka, 
I z wyrazów biednego języka
Mała, śmieszna piosenka wynika:

W zielonej dąbrowie, 
Spali trzej królowie, 
Dzięcioł stukał.

Obudzili się, siedli, 
Złote jabłka jedli
Kukułeczka wołała.


                                                                    (Warszawa, 1938)
                                                                



W "Piesku przydrożnym" jest takie małe arcydziełko pt. "Krzyś". Utwór napisał Miłosz na wieść o śmierci Christophera Robina Milne'a, pierwowzoru Krzysia w książce jego ojca A.A. Milne'a. Oto przepiękny fragment:

Ja Kubuś Puchatek, nagle muszę rozmyślać o sprawach za trudnych dla mego małego rozumku. Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co tam jest za naszym ogrodem, w którym zamieszkaliśmy ja, Prosiaczek, Królik i Kłapouchy z naszym przyjacielem Krzysiem. To znaczy my mieszkamy tutaj dalej i nic się nie zmieniło, i właśnie zjadłem z baryłeczki miodu moje małe co nieco, tylko Krzyś odszedł na chwilę. Sowa Przemądrzała mówi, że zaraz za naszym ogrodem zaczyna się Czas, a to jest taka studnia strasznie głęboka, w którą kiedy tylko ktoś wpadnie, leci i leci w dół, aż nie wiadomo, co się z nim potem dzieje. Martwiłem się trochę o Krzysia, żeby tam nie wpadł, ale wrócił i wtedy zapytałem go o tę studnię. „Puchatku- powiedział- byłem w niej i spadałem, i zmieniałem się spadając, nogi zrobiły mi się długie, byłem duży, nosiłem spodnie do ziemi i broda mi urosła, potem posiwiałem, zgarbiłem się, chodziłem o lasce i wreszcie umarłem. Pewnie to wszystko mi się tylko śniło, bo było jakieś nieprawdziwe. Zawsze dla mnie prawdziwy byłeś tylko ty, Puchatku, i nasze wspólne zabawy. Teraz już nigdzie nie odejdę, nawet gdyby zawołali mnie na podwieczorek”.

I jak tu nie kochać Czesława Miłosza? ;-)